Forum Twórczość nastolatków Strona Główna Twórczość nastolatków
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jack - buntownik z wyboru?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twórczość nastolatków Strona Główna -> Fan Fiction i Parodie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Chelsea




Dołączył: 05 Lip 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:44, 28 Lip 2007    Temat postu: Jack - buntownik z wyboru?

Ok, jako pierwsza nieustraszona daję swój - zapomniany już - fanfic.
Z dedykacją dla mojego kochanego wujka (choć on Chelsea Londyn nie lubi).

--------------------------------------------------------------------------------
- Minewro, poważnie zastanawiałem się nad misją Hagrida i muszę cię poinformować, że mam do niego bezwzględne zaufanie - dyrektor Hogwartu, Albus Dombledore podszedł do żerdzi Feniksa i pogładził przyjaźnie ptaka po jego czerwonych skrzydłach, uśmiechając się do niego.
- Ja również, Albusie. - odparła nauczycielka transmutacji, Minerwa McGonagal - Ale to wszystko jest takie trudne... Sam-Wiesz-Kto może sobie przywłaszczać coraz to nowe grupy zwolenników. To zbyt duże niebezpieczeństwo, zarówno dla szkoły i uczniów, jak i Zakonu. Od początku powtarzałam ci, że trzeba coś zrobić... Ale czy Hagrid... Rozumiesz o co mi chodzi? - spojrzała na dyrektora - To wszystko może być sfingowane.
- I najprawdopodobniej masz rację. - staruszek uśmiechnął się smutno, po czym podszedł do swojego biurka i zaczął przerzucać tony papierów w poszukiwaniu czystego pergaminu - Jutro podejdę do naszego gajowego i o wszystkim go poinformuję. Zgodzi się napewno na wyjazd, zwłaszcza, iż ma mu towarzyszyć Madame Maxime. Za chwilę wyślę jej wiadomość poprzez sieć kominków.
- Mogę się zająć listem do niej. - kobieta złapała najbliżej leżący kawałek papieru i spojrzała na Dombledora pytająco.
- Doceniam twoją pomoc Minerwo, ale to muszę wysłać sam. - Albus uśmiechnął się do niej ciepło, po czym dodał - Dziś już nie będę potrzebował twojej pomocy. Możesz wracać do swojego gabinetu, o ile nie masz ochoty na dropsa i herbatę.
- Nie, dziękuję, może innym razem. Jest już późno. - Minerwa wstała, po czym skierowała się do wyjścia z gabinetu dyrektora Hogwartu.
To była bardzo chłodna noc. Księżyc schował się gdzieś za czarnymi chmurami; tafla jeziora pokryła się zmarszczkami. Dokoła panowała cisza i mrok. Jedynie drzewa Zakazanego Lasu błyszczały, oświetlone światłem prowadzącym z chatki Hagrida, który przed chwilą zajął się przygotowywaniem wyjątkowo dużej porcji gulaszu.
Noc pełna wydarzeń. Noc pełna zmian.
Minerwa minęła róg i skierowała sie w stronę wielkich, drewnianych drzwi prowadzących do jej gabinetu. Drzwi, które dokładnie zamknęła, wychodząc.
Drzwi, które były teraz uchylone na oścież.
Zaskoczona kobieta przystanęła na chwilę. Skąd..? Przecież je zamknęłam. Minewra sięgnęła do kieszeni po różdżkę. Przezorny zawsze bezpieczny, szepnęła. To pewnie tylko jakiś wyjątkowo niewychowany, pewny siebie uczeń. Jakiś zwykły, bezmyślny uczeń, który za chwilę dostanie szlaban i minusowe punkty dla swojego domu. Napewno.
Kobieta pchnęła drzwi i weszła do środka. To, co zobaczyła sprawiło, iż nogi zrobiły się jej jak z waty, a serce zaczęło ić jak oszalałe. W jednej chwili wróciły wspomnienia... Tak dalekie.
Minerwa schowała różdżkę i spojrzała zaskoczona na postać stojącą w blasku kominkowego ognia. Wysoki, szczupły, młody mężczyzna. Kruczoczarna grzywka opadała mu gładko na niebieskie, bystre oczy. Oczy pełne ironii, chaosu i kpiny. A przed nim stał wielki, skórzany, czarny kufer. Ten mężczyzna był tak znaną Minewrze postacią...
- Jack... - szepnęła - Co ty tu robisz?
- Wróciłem. - odparł z lekką manierą, rozglądając się dokoła z ciekawością.
- Ale... - kobieta podeszła do niego bliżej.
- Wróciłem, bo mi się życie nie udało. - wzruszył ramionami, po czym wyjął podniszczoną już różdżkę i jednym, przeciągłym machnięciem wyczarował dwa kubki malinowej herbaty.
- Tyle czasu... A ty nagle zjawiasz się tutaj... Nadal pewny siebie. - głos Minerwy zadrżał - Jak zwykle dumny - dodała z pretensją i goryczą.
- Mam ku temu powody. - mężczyzna po raz kolejny wzruszył ramionami, po czym usadowił się wygodnie w fotelu i sięgnął po jeden z kubków.
- Ale... nie poradziłeś sobie? - spytała sucho.
- A czy to cię obchodzi? - prychnął pogardliwie.
- Jack, tak nie można... - zaczęła Minerwa, a głos zadrżał jej niebezpiecznie.
- Właśnie. - w odpowiedzi po raz kolejny prychnął ze złością - „Tak nie można". Twoje motto? Zawsze słyszałem tylko „tak nie można", „tak nie wolno". Same pouczenia, zakazy, nakazy. I zero tolerancji dla mnie. Dla mojej duszy. Miałem jeden wielki kodeks, a nie młodość. Teraz też wyjeżdżasz mi z tekstem „tak nie można".
- Jack... - Minerwa przysiadła za biurkiem, patrząc mu prosto w jego niebieskie, bystre oczy - Wszyscy chcieli jak najlepiej... I spotykali się z twoją buntownicza postawą, niechęcią, odmową współpracy. Nawet nie próbowałeś nas zrozumieć.
- A co tu było do zrozumienia? - spytał z goryczą, rzucając jej pełne ironii spojrzenie.
- Jack... - zaczęła po raz kolejny, ale mężczyzna zagłuszył ja głośnym siorbaniem - Czego ode mnie oczekujesz? Czego oczekujesz po tylu latach? - spytała ze złością. - Że nagle wrócisz, a wszyscy powitają cię z otwartymi ramionami?
- Nigdy tego po was nie oczekiwałem. - pokręcił głową - Zresztą... I tak bym się tego nie doczekał.- wzruszył ramionami, po czym upił kolejny łyk herbaty.
- Wróciłeś. Dlaczego? - Minerwa spytała po raz kolejny. Po raz kolejny ze złością; z niedowierzaniem.
- Bo mi się życie nie udało. - powtórzył, znów wzruszając ramionami, co denerwowało kobietę. Dobrze o tym wiedział; dlatego tak robił.
- A dziwisz się? - prychnęła - Brak perspektyw, brak wykształcenia. I tylko ta twoja durna duma!
- I zapomniałaś dodać jeszcze jedno: brak oparcia.
- Sugerujesz, iż nie daliśmy ci oparcia?! - głos Minerwy zrobił się gwałtownie głośniejszy.
- Tak. Sugeruję, że nie daliście mi oparcia. W chwili, gdy naprawdę go potrzebowałem, was przy mnie nie było. - odpowiedział lodowato, machając różdżką i wyczarowując nowy kubek pełen herbaty malinowej.
- Trudno było być przy tobie, gdy od nas odszedłeś. Bez słowa. Bez pożegnania.
-A dziwisz mi się? - spytał z goryczą - Że odszedłem? Miałem dość tych zakazów i kodeksów. Regulaminów i poprzeczek. Zresztą... Nawet się tym nie przejęliście. - wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk herbaty.
- Nie kłam. - kobieta spojrzała na niego surowo - Przecież pisaliśmy.
- Dwa listy. W pierwszym było, iż jestem zerem i sobie nie poradzę, a w drugim, że skoro chcę odejść, to proszę bardzo. W końcu byłem dorosły. - prychnął, spoglądając pusto w płonące drewno w kominku - A ja tak bardzo chciałem wrócić... - szepnął po chwili, bardziej do siebie, aniżeli kobiety siedzącej naprzeciw niego.
- Więc dlaczego odszedłeś? - spytała zaskoczona Minerwa.
- Aby zwrócić wasza uwagę. Jednak to nie poskutkowało. Mieliście kolejny problem z głowy, nie? - odparł z kpiną, żalem i goryczą.
- Ale Jack... - kobieta nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie mów nic. - odparł lodowato - Wiem, że jestem zerem. Bezwartościowym. Dumnym, zapatrzonym w siebie. Mój głupi honor przysłania mi wszystko. Nadia mnie zostawiła, wszedłem w konflikt z mugolskim prawem. Stoczyłem się. I wróciłem, bo nie mam perspektyw. - wzruszył ramionami, dopijając herbatę do końca - Ale ja się nie poddam. Nie nalegaj, abym się zmienił.
- Jack... - zaczęła Minerwa - Nikt nie nalega. Po prostu...
- Po prostu co? - przerwał jej lodowato - Po prostu nastąpił błąd w programowaniu? Nie udało się wam zrobić ze mnie tego, kogo chcielibyście widzieć? Prefekta, idealnego ucznia, uczęszczającego co niedzielę do kościoła?!
- Po części masz rację. Nie udało się. Ale... Wiesz, że my nadal...
- Przestań. - przerwał jej ze złością - To również po części przez was życie mi się rozwaliło. Przez wasze chore zasady. Przez wasze durne ambicje. To przez was rozstałem sie z Nadią, przez was się stoczyłem; wpadłem w tarapaty. Łamałem prawo i stałem sie alkoholikiem. Ale wiesz co? - spytał z kpiną, patrząc jej w oczy wyzywająco - Najgorsze jest to, że mimo wszystko nadal tworzyłem. Malowałem. Kochałem sztukę i miałem swój świat. To ze mnie nie uciekło. Nawet wy nie umieliście wybić mi tego z głowy.
- Jack, nigdy nie chcieliśmy wybić ci tego z głowy. - odparła sucho McGonagal.
- TAK?! - wrzasnął - To dlaczego moje sztalugi wylądowały w kominku?! Podobnie jak moje wiersze, notatniki, szkicowniki i dzienniki! Tłumiliście we mnie wszelkie odmiany inności! Miłości do sztuki! Nigdy nie potrafiliście zaakceptować mnie takim, jakim byłem! Poprawka! Jakim jestem! Dlaczego?!
- Jack, uspokój się. - Minerwa wstała i podeszła do okna, nie patrząc mu w oczy. Ten siedzący kilka metrów dalej mężczyzna, nie widziany przez nią juz od tylu lat, miał rację. I to było najgorsze; że zawsze miał rację. I za to właśnie był taki negowany: za odmienność, za świeżość, radość życia. I chęć życia! Tak wielką, nieposkromioną! Za temperament, za swoje zdanie. Oryginalność. Za to właśnie.
Kobieta westchnęła, obserwując czarne, zachmurzone niebo. Nawet nie spytałaś jak się czuje... Czy nie jest głodny, czy nie jest senny... Musiał sam wyczarować sobie herbatę. I ty się dziwisz, iż jest taki uparty... Taki negatywnie nastawiony do ciebie... Że uciekł! Dlaczego tak się to potoczyło? Dlaczego był taki uparty? Wrócił, bo zmusiły go do tego kłopoty. Inaczej nadal siedziałby w swoim domu, pisząc wiersze i ciesząc się wolnością. Wiec... Może to dobrze, że życie mu sie skomplikowało? A może to była jakaś Boska decyzja..?
Minerwa obróciła się i spojrzała na mężczyznę. Siedział wygodnie w fotelu, popijając herbatę i błądząc pełnymi blasku oczyma po gabinecie. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na Pucharze Domów oraz zdjęciu stojącym na jednym z regałów. Zdjęciu, na którym byli jeszcze młodzi Minerwa i Henry; na tle ich wielkiego, starego, zabytkowego domu. Uśmiechali się sztywno, machając z dystansem w stronę fotografa.
Tyle zmarnowanych lat, pomyślała ze smutkiem McGonagall.
- Dobrze, że wróciłeś... - odparła po dłuższej chwili z lekkim, trochę krzywym uśmiechem - Tęskniłam.
Brwi Jack'a uniosły się wysoko, ginąc w gęstwinie kruczoczarnych włosów. Spojrzał na nią jak na wariatkę. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, a raczej kolejnego ataku z jej strony... Kolejnej kłótni, kolejnej sprzeczki. Nawet tornada lub trzęsienia ziemi; ale nie słów: „Dobrze, ze wróciłeś. Tęskniłam." Nie, tego juz było za wiele dla niego.
- Ale... - zaczął nieporadnie - Ja MUSIAŁEM wrócić. Po prostu musiałem. - wzruszył ze złością ramionami, dopijając herbatę do końca i wstając. Podszedł do zdjęcia i przejechał palcem po zimnej, stalowej ramce. - I nie zrobiłem tego wyłącznie dla ciebie. - dodał po chwili wojowniczo i z pogardą.
Jednak Minerwa uśmiechnęła się mimo wszystko. Zobaczyła to w jego niebieskich oczach: upór, dumę, zaciętość. Ale i również tęsknotę. Jack wrócił. Po tylu latach czekania i kłótni. Po tylu latach samotności i złości na syna. Minerwo, masz szansę, aby naprawić wszystko, pomyślała z nadzieją. Masz szansę w końcu być dla niego matką, nie tylko opiekunem. W końcu okazać matczyne uczucia. Których tak mu brakowało...
Chłopak prychnął ze złością, jakby usłyszał jej myśli.
- To mogę tu przenocować? - spytał obojętnie, z nutą chłodu i ironii.
Minewra McGonagal kiwnęła głową, po czym uśmiechając się lekko, wyszła z pomieszczenia, kierując swoje kroki w stronę gabinetu Albusa Dombledore'a. Nie możesz tu przenocować, pomyślała, mijając kamienne schody. Ty po prostu MUSISZ to zrobić, synku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twórczość nastolatków Strona Główna -> Fan Fiction i Parodie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin